Uff..już myślałam, że adwent zaczyna się dziś, ale mam jeszcze tydzień
na lekkie przygotowania. Panika,co do świąt ogarnęła mnie jakieś tydzień temu, ale pod moją kilkudniową nieobecność p.Be sprawiła, że nie jesteśmy aż tak na ogonie. Ponowna trwoga, gdy znajome z innej kwiaciarni zapytały mnie czy wianki na adwent robię, bo to już czas, ale ale..mamy jeszcze tydzień, mam nadzieję że się nie mylę.
Spędzając dość milowe chwile w aucie, zastanawiałam się,(zwłaszcza na S3) za co można lubić listopad? Podstawa, wiadomo: nastroje/nasdwoje, ziemiste kolory, mgły, świece i to, że słońce pięknie nad horyzontem sunie. Ale pomyślałam o pewnym drzewie. To że brzoza numer 1 nie podlega dyskusji,
ale jest jeszcze modrzew. Zawsze najintensywniejszy akcent w leśnej listopadowej połaci. Pięknie sypie drobnymi igłami, bo to jedynak, który zrzuca wszystko przed zimą oraz rodzi "szyszunie"- to nasza kolejna wewnętrzna nazwa. Przez kolejne tygodnie szyszunie będą się kłębiły z różnej maści bombkami, gwiazdkami, cynamonami.
Analizując dzisiejsze zdjęcia stwierdzam, że świąteczne klimaty pewnikiem w okolicy marca będę wklejać. Cóż.. tu lekka zbieranina, a świąteczne coś obiecuję jeszcze w tym tygodniu. Trochę tego już się przędzie.

aaa i jeszcze chciałam się z Wami podzielić jednym obrazkiem znalezionym poza moimi plikami. Bo to zaskakujące jak coś o takich nanometrach może zwalić z nóg mnie,o tylu centymetrach..
Czyli wirus grypy i ja.